Piszę do Ciebie z miejsca NIEMOCY
- Izabela

- 3 cze 2020
- 2 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 22 lut 2021
Miewam takie dni, które zwyczajnie staram się przetrwać. Już po pierwszych przebłyskach porannego słońca rozpoznaję, że dziś wszystko będzie pod górkę. I nie mówię tu o złośliwości rzeczy martwych ani o przeczuciu, że coś złego mnie spotka, ale o ciemnej emocjonalnej piwnicy, do której raz na jakiś czas sama mimowolnie się zsyłam. I kiedy patrzę na zegarek i jak przez mgłę widzę, że na tarczy dopiero 10:00, a ja już jestem gotowa na powrót wskoczyć w piżamę i okopać się kołdrą w łóżku, niczym Roszponka w najwyższej komnacie w najwyższej wieży, to wiem, że dalej będzie tylko gorzej. Przez lata opanowałam kilka technik, które z mniejszym lub większym powodzeniem pozwalają mi wyrwać się z otchłani moich mrocznych myśli. Umiem, na ten przykład rozpocząć dzień na nowo o każdej porze tak, jak bym dopiero co wstała. Potrafię wygłosić sobie osobistą mowę motywacyjną, w której używam stwierdzeń takich jak "to Ty decydujesz, czym się karmisz", "życia doświadczasz tu i teraz, a tu i teraz nic złego się przecież nie dzieje", "to zły dzień, a nie złe życie" i tym podobne. Jeśli to nie pomaga, próbuję ilość endorfin w organizmie podnieść wysiłkiem fizycznym i wykręcam jakiś trening, a jeszcze lepiej, jeśli wykręcam szmatę do podłogi — wówczas nie tylko się zmęczę, ale i udowadniam sobie, że jestem użyteczna i mogę nawet w tak podłym dniu być perfekcyjną panią domu. Jeśli nadal nie zadziałało (lub jeśli otchłań smutku jest tak głęboka, że wiem, iż ta metoda absolutnie rezultatu przynieść nie może) sięgam po dużo bardziej popularne i wymagające mniejszego nakładu pracy środki rozweselające. Na szczycie tej listy znajdują się u mnie zapiekanki z Żabki, w towarzystwie prażynek bekonowych dostarczane doustnie, naprzemiennie z orzeszkowym batonem Kit Kat. I świetnie, jeśli da się to przepić Mirindą. Innym dobrze znanym mi sposobem na poradzenie sobie z czarną dziurą jest ucieczka od własnych problemów w problemy innych ludzi. Są to zwykle bohaterowie kryminalnych serii rodem ze Skandynawii lub Chururdzy — moi wieloletni przyjaciele z Seattle. Czasem jest to też Żona Idealna, która w jednym odcinku serialu dokonuje więcej, niż ja zdołałam osągnąć w całym swoim życiu. Dziś próbowałam się przez dzień mroku zwyczajnie prześlizgać. Ignorowałam wszystkie sygnały, licząc, że jeśli wystarczająco mocno się postaram, to ciemność przejdzie niezauważona. I zgadnij co? Nie wyszło ... Po wielu godzinach usilnej walki i udawania, że wszystko jest ok, wylądowałam w samym centrum NIEMOCY. W miejscu, z którego nie widać sensu działania, sensu istnienia, ani potrzeby dalszej walki. No więc postanawiam, że sobie tu trochę posiedzę, poprzyglądam się temu, czego właśnie doświadczam, pomilczę i zobaczę, co się stanie. W świecie, w którym otacza mnie zajebistość wylewająca się z ekranu telewizora, wiecznie pogodnych i kolorowych programów śniadaniowych, turbo ogarniętych insta matek, które lunch z gromadką szkrabów jedzą w pełnym makijażu, "sieci kontaktów" na LinkedIn, w której czytam o kolejnym spektakularnym startupie wymyślonym w drodze między salonem a łazienką, Facebookiem, gdzie na zdjęciach zgrana wielopokoleniowa rodzina celebruje 80te urodziny babci, ja sobie siadłam i siedzę w ciemnym kącie.
Piszę do Ciebie z miejsca niemocy i tak sobie myślę, że jeśli Tobie też zdarza się tu zaglądać, to chcę żebyś wiedział/a, że mamy podobnie, że może jest nas więcej i że zawsze możemy sobie potrwać tak razem.





Komentarze