top of page

Odczytywanie życiowych drogowskazów, czyli o tym skąd wziął się Dom DlaSiebie

  • Zdjęcie autora: Izabela
    Izabela
  • 20 sty 2023
  • 3 minut(y) czytania

Kilka lat temu, buddysta, którego spotkałam wędrując  po górach (z moją 3-miesięczną córką zamotaną w chuście na piersiach) podzielił się ze mną teorią zaczerpniętą z filozofii wschodu. Teoria ta dzieli życie  człowieka na etapy. Wśród nich znajdują się między innymi czas na kochanie i założenie rodziny, czas poszukiwani i zgłębiania nauk, a także czas dzielenia się ze światem tym, czym podzielić się możemy. Choć nasza rozmowa i wędrówka ciągnęła się godzinami, ten jej fragment, na zawsze pozostał ze mną. Poruszył bardzo bliską mi nutę. A to poruszenie szybko przerodziło się w pragnienie działania.


Chwilę zajęło mi, żeby zrozumieć czym jest moje „coś”, które mogę oddać światu. Początkowo moje myśli krążyły wokół kompetencji skrupulatnie rozwijanych  na ścieżce zawodowej. Po drodze, stoczyłam niejedną walkę z moim ego i z oczekiwaniami, które stawiał mi świat. A może sama, uwikłana w schematach myślenia, przypisywałam innym to jak postrzegałam siebie? Lecz tak naprawdę od dawna wiedziałam, że w życiu czerpię radość z rzeczy prostych: dobrego jedzenia - szczególnie takiego, które sama starannie przygotowuję tylko po to, by z zachwytem patrzeć jak inni się nim zajadają; z wielogodzinnych rozmów z przyjaciółmi, kiedy widzę jak rubasznie rozgaszczają się w zorganizowanych specjalnie na ich przyjście pomieszczeniach; i z przebywania w naturze, najchętniej wtedy, kiedy mogę się nią dzielić i mnożyć tę płynącą prosto z serca miłość do mchów i drzew. Zrozumiałam, że to nie przypadek popchnął mnie do organizacji niezliczonych wieczorów tematycznych, imprez panieńskich, wypraw na kajaki i na grzybobrania, baby shower’ów i przebieranych potańcówek, a nawet do wyprawienia indiańskiego wesela ;) Pojęłam, że mój dar, to nie jest (jak to przez lata sądziłam pracując w HR ) przewodzenie ludziom w ich drodze do  osiągania ponadprzeciętnych wyników, ale umiejętność organizowania czasu ludziom tak, że czują, że niczego już osiągać nie muszą, bo jest im dobrze, jest im przyjemnie i wiedzą, że najważniejsze są te rzeczy, które robią DLA SIEBIE.


Moje korzenie sięgają Kurpi -  grupy etnograficznej mało znanej i szalenie charakterek. Wywodzę się z linii kobiet silnych i trudnych, a wszystkie nas łączy, jakby zasilająca żyły w krew, gościnność i miłość do ludzi. I może właśnie dlatego astrolożka  powiedziała mi, że nie zaznam spełnienia, dopóki nie „otworzę własnego domu”.


Jak się pewnie już domyślasz, gdzieś koło 2020 rok nastąpił przełom, wszechświat do mnie zamrugał i połączyłam wszystkie postawione na mapie mojego życia znaki. A kiedy to nastąpiło do swoich wizji, misji i pomysłu na życie wciągnęłam mojego partnera.


Tak powstał Dom DlaSiebie :) : otoczony mchem i sosnami, na Kurpiowskiej ziemi, z dala od zgiełku miast. Jaki jest? Napewno nieco zaskakujący, gościnny i ciepły. Otwarty dla każdego, tworzony z intencją bycia razem, biesiadowania i wypoczynku. Kanapy są milutkie i miękkie, stół dłuuuugi, a w kuchni znajdzie się nawet nóż masarski ;) Skrywa się tu mnóstwo historyjek: są stare książki kucharskie, dobrana choć nie z kompletu porcelana, krzesła z PRL, kaflowy piec i kupione od Wietnamczyka retro meble. Za każdym przedmiot stoi anegdota, a każdy pokój to inna kraina, tak by każdy mógł znaleźć coś … zgadza się :  -> dla siebie :)


Tu spędzamy czas czytając książki z obszernej biblioteki, słuchamy koncertów ptactwa pod przewodnictwem czapli, podglądamy sarny i wiewiórki, obserwujemy gwizdy. Nie mamy telewizora, nie mamy też zasięgu (wifi śmiga dla potrzebujących ;)). Czasem palimy ognisko, a czasem kręcimy się w fotelach wpatrzeni w kominek. Wieczorami do późna tańczymy na przestronnym tarasie. Dla najmłodszych skonstruowaliśmy kuchnie błotną, chociaż nasze dzieci dużo bardzie lubią oglądać kolorowe motyle :) Teraz powstaje plac zabaw, rekreacyjna altana i basen.


Dużo już za nami, dużo ciągle przed. Marzenia i wizje mnożą się, ale już mnie to nie przeraża. Okazuje się, że nic nie daje mi większego ukojenia i radości niż spędzony na pracy dzień w ogrodzie. A kiedy prasuje pościel dla gości, moje nogi same tańczą :)



Ps - przy okazji popełnionego wyżej wynurzenia chciałabym podziękować wszystkim przyjaciołom, znajomym i nieznajomym, którzy nas wspierali, wierzyli i dopingowali - Wasze ciepłe słowa były i są niczym balsam dla mojej rozedrganej duszy; a także Mamie i Tacie, bo bez nich nie byłoby niczego.




Komentarze


©2020 by dla siebie. Proudly created with Wix.com

bottom of page