Czekając, aż dzieci podrosną, czyli o pułapce przemijającego czasu
- Izabela
- 11 mar 2020
- 3 minut(y) czytania
W moich rodzinnych stronach na hasło „dzieci tak szybko rosną” zwykle odpowiada się „tak.cudze dzieci”. Ma to na celu wyrazić pewnego rodzaju zniecierpliwienie - fakt, że jako rodzice siedzący po uszy w rodzicielstwie nie zauważamy tego przemijającego czasu, a często chcemy żeby mijał on nieco szybciej. Dlaczego? Zwykle dlatego, że jesteśmy zmęczeni zastałą sytuacją: karmieniem, nocnym wstawaniem, nieustającą czujnością, płaczem, którego nie da się zracjonalizować. Uzbrajamy się więc w cierpliwość i czekamy.
Czasem z zazdrością patrzę na rodziców, którzy mają już nieco starsze dzieci. Szczególnie tu, podczas wyjazdu, kiedy nasz czas w głównej mierze regulowany jest temperaturą i położeniem słońca, a wiele ciekawych rzeczy można robić po jego zachodzie. Zazdroszczę im tego, że nie trzymają dzieciaków non stop na ręku, nie jedzą w pośpiechu, nie chowają się bez ustanku do cienia i mogą sobie pozwolić na niespiesznego drinka podziwiając pokazy tańca z ogniem czy inne wieczorne atrakcje. Najtrudniej jest mi jednak przyzwyczaić się do tego, że pewnych rzeczy zrobić nie mogę. Takich jak wypłynięcie kajakiem na sąsiednia wysepkę, albo wspinaczka na punkt widokowy. I łapię się na tym, że ciągle na coś czekam. Czekałam na to kiedy Kora zacznie siadać, raczkować czy samodzielnie jeść, teraz czekam na to kiedy zacznie mówić, albo rozumieć na tyle, żebym mogła jej pewne rzeczy wytłumaczyć. Tymczasem Ona, w mrugnięciach moich oczy, robi się co raz większa i co raz bardziej rozumna. Zauważyłam to kilka dni temu, kiedy sama niepostrzeżenie ześlizgnęła się z łóżka. I potem znów kiedy na hasło „idź do taty” ruszyła ochoczo w kierunku łazienki, w której Pavel brał prysznic. Ale najmocniej dotarło to do mnie, kiedy nie udało mi się zamknąć jej stopy w mojej dłoni. Przecież jeszcze niedawno była taka malutka!!
Zrozumiałam, że moje rodzicielstwo jest tu i teraz (jak wszystko co się tyczy życia, a o czym ciągle zapominam) i że tym „czekaniem” na kolejny etap rozwoju mojej córki, przegapiam mnóstwo drobnych, a niesamowicie ważnych momentów. Takich, które już nigdy nie wrócą, a za którymi napewno zatęsknię (jak za tym, kiedy spałam mi na klatce piersiowej przez kilka miesięcy po porodzie, a na co dziś zupełnie nie ma już ochoty). Obiecałam sobie, że będę w głowie odnotowywać momenty zwykłych radości, które zdarzają się w ciągu dnia i czasem wywołują u mnie szeroki uśmiech, a czasem są nie do końca uświadomioną falą przyjemności przepływającą przez moje ciało.
Po kilku dniach stworzyła mi się lista, od której samego czytania robi mi się ciepło na sercu. Wypisałam na niej te odnotowane tu i teraz momenty kontaktu z Korą, które wyryłam w sercu i które na zawsze chce zapamiętać. To dotyk jej aksamitnej skóry, kiedy ją miziam, jej pachnący mlekiem oddech, ciepło maleńkich dłoni, kiedy z czułością głaszcze mnie po piersi podczas karmienia, uścisk jej rączki na moim palcu, ciężar jej ciała, kiedy bezwładna zasypia w moich ramionach, niepohamowana, niczym niezakłócona radość, kiedy spotyka mój wzrok po przebudzeniu. To także wyraz jej twarzy, gdy z fascynacją i rozchylonymi ustami obserwuje świat. To głośny pisk z ekscytacji na widok pieska i jej zabawny sposób na dopychanie, niemieszczącego się w malutkiej buzi, jedzenia. A na szczycie tej listy jest wyraz twarzy Kory rozpływającej się w samozadowoleniu, kiedy udaje się jej osiągnąć to, co zamierzyła. Mam nadzieję, że ta mina będzie nie tyle moim wspomnieniem, co moją codziennością przez wiele, wiele lat i że, moja mała córeczko, zawsze będziesz miała tyle wiary w swoje możliwości i będziesz dumna ze swoich najmniejszych osiągnięć!
Jestem przekonana, że Ty, który to czytasz, też doświadczasz codziennie takich błogich chwil radości, których w pędzie możesz nie zauważać. Mogą one być związane z rodzicielstwem, jeśli ten temat Cię dotyczy. Ale może to też być przyjemność płynąca z zasłyszanego ciepłego słowa, otrzymanego uśmiechu, udanego trudnego parkowania albo smaku zjedzonego ciasta. Myślę, że warto jest spróbować wychwycić kilka takich momentów z każdego dnia, żeby w oczekiwaniu na kolejne wielkie osiągnięcia, nie przegapić małych sukcesów, które tworzą się dziś :)
PS - mimo wszystko nie przestanę czekać na przespaną noc i jak tylko taka mi się przydarzy otworzę butelkę szampana ;)
Mi udało się dziś, dać Tygrysowi (kot) jeść o 5 rano i zasnąć w miarę bez problemu :D Aż obudziły mnie promienie słońca na policzku <3 W sumie piękny poranek, nawet z tą pobudką :)